Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 31 lipca 2017

Dziś są moje urodziny II

...taki obraz jeszcze mam w sobie: Ruciane Nida i pole namiotowe. Wcześniej jazda autostopem przez pół Polski. Ela, ja, Grzesiek z Dorotą. Taka częsta konfiguracja w tamtym czasie. Pamiętam czereśnie. Wielkie i soczyste. Spacery i wielki kamień w lesie. Ale we mnie coś goniło gdzieś, gdzie nie wiem co miało być. Nigdy tu i teraz. I ten cholerny lęk. Lęk że coś, albo że nic. Poranny, najgorszy. Był ze mną od zawsze. Znam go dobrze. Jest i dziś. Dziś już lepszej się dogadujemy.
Inny obraz. Okno w klatce na czwartym piętrze (chyba). Godziny spędzone w pół wychyle. Zima,  lato. Wygwizdana melodia której nie sposób zapomnieć. Jeszcze dziś gwiżdże mi w uszach. 
I Rainbow eyes. 


Ale dziś są moje urodziny.
Tu chodzi o mnie. Co zatem ze mną jest nie tak. I czemu to się nie zmienia? Dzień po dniu, zmagania z własnymi słabościami. Każdy dzień, cały należał do mnie. Był tak cholernie wyrazisty. Po poniedziałku był wtorek. Powoli. Czułem każdą cholerną minutę życia. Każdy dźwięk i zapach. Ludzie wokół mnie nie zmieniali się tak szybko. Oni wszyscy byli i pamiętali to co było wczoraj. Cholerna kontynuacja. Kontynuacja, która stawała się relacją. A przecież relacji bałem się najbardziej. Ludzie. I złość. Od rana, po lęku, złość. Każdy dzień uruchamiany ręcznie. Powoli. Mięsień po mięśniu. Musiałem wiedzieć po co. Musiało mieć sens. Tak. Relacja i sens. Powoli zaczynałem rozumieć że przez te wszystkie lata w piekle heroiny, próbowałem robić nie to co należało! Ja próbowałem powstrzymać się od brania i picia. I byłem nieszczęśliwy. I wracałem do brania i picia. I byłem nieszczęśliwy. Obłęd. Powstrzymywanie się od brania to jakby ciągle stac pod drzwiami domu z którego wyszedłem. Stoję. Trzymam klamkę drzwi i wysilam całą moc woli by jej nie nacisnąć. Dzień po dniu powstrzymuję się od naciśnięcia klamki! Stoję i udaję że to super! Jestem "trzeźwy" a to ponoć najważniejsze! Żeby tylko nie nacisnąć klamki! Wiem czego nie robić! Wiem! Tylko kurwa co robić pod tymi drzwiami! Tego nie wiem. Samotny po jednej i po drugiej stronie drzwi. Tam przynajmniej miałem to w dupie. Klamka jakby sama się naciskała. Drzwi jakby same się otwierały. Ja nie chciałem. Nie chciałem. Tylko że znów byłem w środku. I nie chciałem. A znów miałem strzykawkę w ręce, a igłę w żyle. I znów, wszystko jak było. Tylko stopień niżej. Głębiej w gównie. Jeśli nikt nie zrobi fali, nie naleje mi się do ust. Żeby tylko nikt nie przyszedł...CDN