Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Koedukacja w psychoterapii.


Obserwując w swojej pracy zachowania osób z zaburzeniami emocjonalnymi, objawiającymi się nałogowym używaniem substancji lub zachowań (w tym miejscu celowo nie używam słowa „uzależnionych” ) zauważam wiele różnych prawidłowości. Także te pośród nich, które są przynależne płci. W większości grup terapeutycznych dominującą grupą są mężczyźni. W większości zespołów terapeutycznych dominującą grupą są kobiety. Czy i jakie może to mieć skutki dla pracy terapeutycznej? Według mnie znaczące. Kobiety będące w mniejszości w czasie zajęć grupowych najczęściej nie docierają do istotnych dla ich procesu zmiany elementów, z których składa się ich nałogowy sposób życia, doprowadzający do załamania systemów wartości jakim niewątpliwie jest konieczność poddania się terapii. Nie od dziś wiadomo, że kobiety zupełnie inaczej używają substancji psychoaktywnych (alkohol, narkotyki, leki) oraz zachowań kompulsywnych. Bardzo silne związki emocjonalne z patogenami, stereotypy jakimi nafaszerowane są społeczności, w których dorastały, intymność relacji, często wstyd i poczucie winy - to wszystko powoduje, że ich udział w grupach terapeutyczny jest raczej powierzchowny. Oczywiście tu pojawia się element kontaktu indywidualnego, jednak nie bez powodu dowodzą twórcy szkół psychoterapii, że kontakt z osobami z zaburzeniami zachowań w związku z używaniem substancji, obciążone jest w stopniu znacznym kłamstwem i manipulacją. Do tego dochodzą elementy przeniesienia a także przeciw przeniesień. Naturalnie zdaję sobie sprawę z tego, że przeciw przeniesienia powinny być eliminowane przez psychoterapeutów w ich procesach superwizyjnych, jednak jestem też realistą i wiem jaki odsetek z nas uczestniczy systematycznie w superwizji indywidualnej i poddaje ocenie własne przeciw przeniesienia. Jednak to jest temat na zupełnie inną okazję.
Kolejna rzecz to zdominowanie zawodu psychoterapeuty przez kobiety i na tym tle powstałe relacje w grupach koedukacyjnych. Prowadząc zespoły terapeutyczne najczęściej obserwuję brak równowagi pomiędzy ilością kobiet i mężczyzn. Ostatni prowadzony przeze mnie zespół terapeutyczny dobierałem z uwzględnieniem płci terapeutów (i już słyszałem, że jest to dyskryminacja!). Całe szczęście, że mogę sobie na to pozwolić, tworząc prywatny ośrodek leczenia uzależnień.
Piszę o tym ze względu na doświadczenia w pracy, nie zaś z jakiś osobistych przeświadczeń. Jestem zdania, że zaburzenia równowagi płci w grupowej psychoterapii, sprzyjają powstawaniu elementów zastępczych, przeniesień i przeciw przeniesień zaburzających prawidłowy proces zmiany. Twierdzę także, że z różnych przyczyn temat ten jest kompletnie pomijany, a może zwyczajnie nie został dotychczas zauważony. Oczywiście jestem w stanie sobie wyobrazić różne głosy sugerujące, że pojawiające trudności się na gruncie relacji kobiet i mężczyzn mają swoje ogromne znaczenie w tak zwanym „przepracowaniu” własnych problemów dotyczących relacji damsko - męskich, jednak zawsze pojawia się we mnie pytanie: „dla kogo to przepracowanie jest takie ważne, dla terapeuty czy jego klienta?” Bo jeśli weźmiemy pod uwagę krótkoterminowość procesu psychoterapii to nie ma w niej czasu na doświadczenia i eksperymenty, gdyż i tak ogrom mechanizmów obronnych jest do rozmontowania, żeby treści w ogóle mogły dotrzeć do odbiorcy. Jednocześnie należy się zgodzić, że w/w relacje to ogromny obszar, który odzwierciedla i często determinuje dalszy kierunek pracy psychoterapeuty i klienta. Niemniej jestem zdania, że praca ta w grupach koedukacyjnych nie wróży zbyt dobrze.
Na koniec jeszcze jeden niezwykle ważny element. Wielokrotnie obserwowałem i wyrażałem sprzeciw wobec terapii opartej na własnych przeświadczeniach dotyczących relacji rodzinnych klienta, a zwłaszcza jego (mężczyzny) relacji z ojcem. Często są to doświadczenia związane
z przemocą, nadużywaniem substancji, więzieniem czy porzuceniem rodziny. Wielokrotnie obserwowałem „osobiste wycieczki” (związane z osobistymi doświadczeniami specjalistek terapii uzależnień) pod adresem tych ojców, które były niczym innym jak poniżeniem z elementami wybuchów złości, co budziło moje przerażenie. Tym większe było moje zdziwienie, że gdy zgłaszałem uwagi to takich praktyk, to ja okazywałem się szowinistą i nieobiektywnym „dzikim samcem”. Koedukacja?
Robert Banasiewicz.

wtorek, 21 kwietnia 2015

Kryzys męskości



Uzależnienia. Kryzys męskości?

Zacznę od osobistych refleksji. Rodzi się Jan.
Przyszedł na świat jako dziecko w rodzinie pełnej. Śliczny chłopiec wyczekiwany przez mamę i tatę. Dziadek oszalał z radości, babcia będzie miała kogo karmić kluseczkami. Siostra patrzy podejrzliwie.
Szybko poszedł do przedszkola. Wszystko jakby przyspieszyło. W drzwiach przedszkola Jasiu nie mógł się rozstać z mamą, płakał, krzyczał, rwetes. Pani wychowawczyni się zdenerwowała i mówi:
-bo dziecko do przedszkola to powinien przyprowadzać ktoś mniej z nim związany uczuciowo, na przykład ojciec.
Pierwszy strzał otrzymał tato Jasia jako mający mniej uczuć. A potem kilka następnych strzałów 
z różnych stron: za niedbalstwo, źle zawiązany szalik Jasia, zbyt niskie zarobki, za zbyt dużo czasu spędzanego poza domem. Jak ty go niesiesz? Jak ty to trzymasz?
Czym skorupka za młodu...
W przedszkolu Jaś uderzył kolegę, który zabrał mu zabawkę. Otrzymał naganę od Pani wychowawczyni i od swojej mamy, a może i od mamy uderzonego kolegi: to jest złe – usłyszał. Bez rozmowy, bez wysłuchania jego wersji. Jaś otrzymał pierwszy cios. Oczywiście przemoc nie jest dobra. Jednak należy mieć niemal pewność, że ów chłopiec wykorzystał wszystkie dostępne mu narzędzia i ostrzeżenia, zanim sięgnął po ostateczność, gdyż działał instynktownie. A instynkt mężczyzny jest tak samo istotny jak intuicja kobiety. Ten instynkt jest odpowiedzialny za bardzo wiele zachowań i postaw, które określają późniejsze role życiowe, na przykład obronę terytorium, rodziny, własności, osobistą. W dalszych latach nasz Jaś podlega „korekcji” zachowań przez wiele różnych Pań. Pani nauczycielka, Pani pedagog, Pani woźna, Pani w stołówce, Pani w sekretariacie liceum, bo przecież do zawodówki to dla Pani Mamy wstyd. Pani katechetka, Pani egzaminator, Pani doktor na uczelni. A w późniejszych latach. Ślub. Ksiądz? Mężczyzna. Tyle że w sukience...dalej może Pani psycholog, Pani kurator, czy w końcu Pani Sędzia, która będzie orzekała w sprawie rozwodu, a może przestępstwa. Wiele strzałów może dosięgnąć Jana.
W małżeństwie żona pragnie mieć Bohuna, orła - sokoła z iskrą w oku, na koniu białym jak śnieg, siłacza i opiekuna z szeroką piersią, w którą się wtuli gdy jej źle. Ale i żeby czuły był, i wrażliwy, 
i domyślał się czego Ona chce, o czym marzy. Żeby potrafił zrozumieć co to okres i zespół napięcia przed nim. Żeby pracował, ale żeby był w domu, żeby rozróżniał kolory łososiowy i wrzosowy, karmazyn i turkus. Jednak on poddany korekcjom zachowań w przeszłości wróblem się stał zamiast orłem - sokołem. I wtedy Ona ze zdumieniem stwierdza, że taki jakiś wróbel to do niczego jest. Po co taki wróbel? Przecież to kolejne jej dziecko i taka pierdoła i że w łóżku już słabo. Te strzały już 
w plecy Jana,- bo ze strachu ucieka już do mamy. Na tyle go było stać. Tyle dowiedział się 
od swojego ojca. Jeśli w tym szalonym świecie jest pełna rodzina, która się oparła zarazie rozwodów (sam jestem dwukrotnie rozwiedziony), to co robi ojciec? Pracuje. Dużo pracuje. Oczywiście należy pracować i zarabiać pieniądze, by utrzymać rodzinę. Jednak coraz częściej pojawia się kompletny brak komunikacji między członkami systemów rodzinnych. Zmęczenie i brak czasu. To są zdaje się nowoczesne choroby społeczne. Ojciec pracujący, ojciec pijący, ojciec w więzieniu, ojciec za granicą, ojciec bijący. Rozwiedzeni rodzice. Oczywiście są także inni ojcowie, jednak w cichości własnego sumienia określmy swojego tatę, siebie jako tatę. A mama? Jaką jest osobą? Ochrania, łagodzi, pilnuje, głaszcze, przytula, tłumi, tłamsi, wyręcza, ogranicza, uniemożliwia, załatwia. Jasne, że nie wszystkie i nie wszędzie. Ja staram się nie uogólniać. Dobrze zdaję sobie sprawę, że wszelkie uogólnienia są wielkim kłamstwem i niesprawiedliwością. Ja tylko staram się zwrócić uwagę.
Środowisko.
Środowisko sprzyja obrazowi kobiety bohaterskiej i mężczyzny o miękkim kręgosłupie. Jednak zwracanie na to uwagi także może być niebezpieczne. Zwłaszcza, że zachwycamy się adopcjami dzieci przez dwóch panów, czy dwie panie. Łatwo można otrzymać etykietę homofoba, szowinisty, rasisty, zwolennika stosowania przemocy albo jeszcze kogoś innego, co skutecznie pogrąży 
i przekreśli przyszłość zwracającego ową uwagę. Ja jednak ryzykuję. Stać mnie na to już.
Media tworzą.
Lansowany obraz mężczyzny:
Pierdołowaty poszukiwacz keczupu w szafce kuchennej. Ofiara z gorączką nie mogąca znaleźć pilota od telewizora. Albo taki obraz: w lustrze pojawia się gładko wydepilowana klata „mężczyzny”, który odkrywa że przyczyną wypadania jego bujnej czupryny jest testosteron. Może należy go zatem definitywnie wyeliminować? Może z pomocą chirurga?
Inny obraz. Pięcioostrzowa maszynka do golenia by być jeszcze gładszym? Po co? Tabletki 
na męskość bez udziału mężczyzny a jedynie pompowany symbol fallusa, kobieta co się rozbiera 
i oczekuje że tabletka zrobi swoje? Czym/ kim jesteśmy? Homogenitalus?
Dodatkowo po przeciwnej stronie sceny latające podpaski, kobiety z łatwością wypróżniające się po 40-tce, tampony, żylaki odbytu, bakteryjne zakażenie pochwy! Jest jeszcze jakieś tabu?
Produkt finalny.
W ten sposób powstaje mężczyzna naszych czasów. Mama uniemożliwiała podjęcie samodzielnej, odpowiedzialnej decyzji wymagającej, być może, odniesienia ran. Usuwała z drogi najmniejsze nawet przeszkody, czy choćby cień cierpienia, mówiła: „On nie da rady”. Mama chroniła synka przed światem i jego doświadczeniami pod własną spódnicą. Pasuje mu to. Przyzwyczaja się. 
W przedszkolu wiele różnych sytuacji powiedziało mu że zachowania męskie są złe. Sikanie 
w krzakach, nazywanie penisa siusiakiem do 6 roku życia a potem już przemilczanie jego istnienia jakby zniknął. Zresztą do pewnego momentu w swoim życiu, dziecko w ogóle nie posiada płci. Czasem przy stole w czasie uroczystości rodzinnej mama zwróci uwagę „ubierz się bo ktoś cię zobaczy i będzie wstyd”. Staje się produktem. A gdy sam staje się rodzicem? Jest nim drugiej kategorii, skorygowany wróbel. Czasem wyfruwa lotem orła – sokoła, tyle że okazuje się być chamem i bydlakiem, zdrajcą i marną personą. A pozostawiona przez niego małżonka w akcie świętej złości opowiada o nim źle, lub co jest jeszcze gorsze...milczy. Jakby umarł. Jakby go nigdy nie było. Taki też był jego ojciec.
Ten nieobecny obraz swojego ojca buduje się w chłopcu i utrwala. Skoro nie ma niczego, to zaczyna szukać. Szuka wzoru. I znajduje. Tyle że zły. A w dodatku świat każe brać odpowiedzialność 
za swoje czyny, a spódnicy mamusi nie ma już. Ale doskonałe schronienie przed kłopotami, przykrymi uczuciami, daje choćby alkohol, kumple pod sklepem, grupa przestępcza, grupa narkomańska. I ten strach. Większość mężczyzn boi się kobiet. Ich oceny. Mało który się przyzna do tego, jednak z mojej analizy wielu historii chorób mężczyzn uzależnionych wyłania się obraz pierdoły, który kreuje się na macho, pijąc, bijąc, kradnąc, klnąc. Obraz mężczyzny, który nie potrafi przyswoić sobie zasad i norm społecznych. Któremu obce są honor, szacunek, kodeks etyczny, godność.
Trochę smutku i nadziei ciut.
Robert Bly podaje że wystarczy pięć złych minut w życiu by potem nie poradzić sobie z nimi przez następne 40 lat. W książce „Żelazny Jan” mówi On także o tym że należy uwolnić swojego „Dzikusa”, tego który jest w każdym z nas, w odpowiednim czasie, kradnąc klucz od klatki w której jest On uwięziony, spod poduszki własnej matki, raniąc się przy tym. By przejść ze świata matki do świata ojca. W wieku 8 -12 lat chłopiec zaczyna poszukiwać swojego „Dzikusa”, w usamodzielnianiu się, w odnoszeniu ran i skaleczeń, w doświadczeniu bólu i cierpienia. Ale także odnosić powinien sukcesy, czuć się dumny, czuć dumę swojego ojca.
By potem, gdy przyjdzie na to czas przekazać dalej swojemu synowi wzór. By ten nie musiał się chować już pod „spódnicę mamy” w uzależnienie, czy inną katastrofę gdy życie mu dokuczy.
Tymczasem coraz młodsi ludzie sięgają po alkohol i przyznają się że piją go systematycznie (2-3 piwa dziennie). Coraz wcześniejsza inicjacja seksualna nie sprzyja rozwijaniu odpowiedzialności. Drugie życie w świecie internetu powoduje zaburzenia w sferze tożsamości, w tym tożsamości seksualnej, orientacyjnej. Obserwuję to wszystko w swojej pracy w Dom-REHAB, który jest prywatnym ośrodkiem leczenia uzależnień. Brak autorytetów, przewodników, mentorów... Sporo jest do zrobienia Panowie. Musimy pomóc naszym synom, podopiecznym i wychowankom wydobyć klucz od klatki z ich dzikusem i zabrać na łowy, na ryby, dać scyzoryk i świętować rytuał przejścia do świata mężczyzn. Zawołajcie tych których chcecie 
i zacznijmy wybierać wiadrami wodę ze stawów naszych Dusz, by dotknąć tej pierwotnej, włochatej istoty (Bly, 1993). By narodził się ponownie. Z mężczyzny, mężczyzna. Przekazujmy tajemnicę kodeksu postępowania, honoru, szacunku, któremu jesteśmy wierni i którego sami przestrzegamy w swoim życiu. By oni nareszcie odrzucili obraz zniewieściałego, metroseksualnego „mężczyzny” smarującego sobie błyszczykiem usta w lusterku samochodu, kupującego coraz to inne balsamy 
do ciała i rąk, z gładziutką buzią, który się skarży na to, że ma testosteron.
Jak zatem żyć?
Początek XXI wieku to czas w którym dochodzi do rozmywania wielu rzeczy, ról i postaw. Niestety ta „moda” wydaje się wymykać spod kontroli. Zastanawiając się nad etiologią uzależnień wśród mężczyzn, skłonnością do zachowań przemocowych, nadużyć seksualnych, w tym związanych 
z wykorzystywaniem dzieci, a także innych postaw niebezpiecznych łamiących prawo i zagrożonych karą wiezienia, obserwuję ogromny kryzys prawidłowych wzorców ról pełnionych przez mężczyzn. Jest to bez wątpienia uwarunkowanie bardzo sprzyjające powstawaniu i rozwojowi uzależnień. Jednak o wiele bardziej niepojący jest fakt przekazywania tego uwarunkowania w łańcuchu zachowań destrukcyjnych. Niepokojący i niestety rozwojowy. Chłopcy, młodzi mężczyźni i dorośli mężczyźni. Wszyscy mamy tak wiele nielubianych czy wprost znienawidzonych zachowań swoich ojców, których postanawiamy nigdy nie robić że...robimy je dokładnie tak samo, lub jeszcze bardziej. Nienawiść wiąże nas nierozerwalnie z obiektem naszej nienawiści. Bo cóż innego możemy robić? Uczymy się przez naśladownictwo. Nie możemy naśladować tego czego nie znamy, nie widzimy.
Bazuję na doświadczeniach zawodowych, a także tych z własnego życia. Pracowałem 
z uzależnionymi więźniami w Zakładzie Karnym. Pracowałem i znów pracuję z narkomanami 
i alkoholikami na wolności w prywatnym ośrodku leczenia alkoholizmu. Także jako pedagog spotykam się z rodzicami i nauczycielami. Moi uzależnieni pacjenci to w zdecydowanej większości mężczyźni. Moi współpracownicy w terapii uzależnień to w większości kobiety. Czy to ma znaczenie? Oczywiście i to ogromne. Modelowanie zachowań pożądanych, korygowanie niepożądanych, postrzeganie świata i rzeczy, rozumienie, przeniesienia. Mężczyzna jest istotą uczuciową, jednak zanim poczuje najpierw musi zrozumieć. A rozumie że męskość jest zła. Moja kilkuletnia praca z młodzieżą, dość wyraźnie określa pewną prawidłowość. Ojcowie, mężowie, dziadkowie, partnerzy, bracia nawet jeśli fizycznie występują w systemie rodzinnym, to ich rola jest cokolwiek niejasna. Niewielu z nich staje się przewodnikami dla swoich dzieci, czy podopiecznych. Wycofują się ze swoich ról czasem z wygodnictwa, a czasem by mieć święty spokój. Wycofują się gdyż sami mieli taki właśnie wzór w rodzinie pochodzenia, lub nie mieli go w ogóle i teraz starają się go wymyślić, ale z pustego i Salomon nie naleje. Młodzi natomiast, jako osobę dla nich ważną z racji ról męskich, wskazują dość często, np.: Pana od wf-u. Większość moich pacjentów relacje ze swoimi ojcami ma oparte na poczuciu krzywdy, odrzucenia, złości czasem nienawiści. Poruszając się niezmiennie w tych obszarach odczuwania coraz bardziej wikłają się w patologiczne poszukiwania wzorca. Właściwie płeć nie ma tu znaczenia. Synowie i córki szukają ojca w alkoholu, narkotykach, przestępstwach czy innych zachowaniach szkodliwych. Potrzebują wprowadzenia w świat odpowiedzialności. W świat dość prostych zasad. W świat równoważący ten sfeminizowany, pełen pań i nieoczywistych panów.
Uważam także że model koedukacji i rówieśnictwa w grupach, w procesach terapii nie sprzyja prawidłowemu modelowaniu postaw. Trudno przy kobietach mówić o męskich sprawach. Trudno przy mężczyznach opowiadać o sprawach kobiecych. Tyle że zawód terapeuty uzależnień jest mocno sfeminizowany.
Czego można się nauczyć w grupie rówieśniczej? Potrzebny do nauki jest przekaz między pokoleniami. To w nim rodzą się prawdziwe role grupowe: przywódca, zbieracz, wojownik, taki którego ciągle trzeba bronić. Jestem zdania że aby skutecznie poprowadzić proces terapii uzależnień, należy najpierw uwolnić uczestników terapii uzależnień od destrukcyjnego uwikłania w nienawiść wobec swoich ojców. W mojej pracy dostarczam im okazji pozwalających zrozumieć że to co mają od swoich ojców najlepszego, to oni sami. Że ich ojcowie zostali wybrani przez ich matki jako odpowiedni dla nich. Że szanując ten wybór, rozumiejąc że właśnie taki ojciec jest właściwy, 
że gdyby mógł być inny to na pewno by był, a skoro nie jest to znaczy że nie może, mogą się uwolnić do swojego życia. Pełniejszego życia bo już bez kul u nóg. Mogą zrozumieć ze sami także są właściwi i pełni. Często piszą oni listy do swoich ojców i czytają te listy w czasie trwania zajęć grupowych. Kilku wysłało owe listy. Piszą do ojców bez względu na to czy ci ojcowie żyją czy nie. Zdejmują ciężar nienawiści, złości, bólu. Kiedy ten ciężar spada stają się bardziej gotowi na pracę 
z uzależnieniem.
I jeszcze taki manifest Panowie: „Nie dajmy sobie wmówić, Kopernik nie był kobietą”.

www.rehab-terapia.pl








poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Zdecydowałem że należy odświeżyć tego bloga.
Okazało się że już kawał czasu się tu nie pojawiłem, a na pierwszym stopburoku to już nie powiem. Nie powiem gdyż...nadal nie pamiętam do niego danych logowania :D
No to niech się zacznie od NOWA. Dużo NOWEGO. No i dobrze.